wtorek, 29 czerwca 2010

Pierwsze chwile w Ekwadorze...

W zasadzie mialo byc o czym innym, ale...
Od dwoch dni jestesmy juz w Ekwadorze. Po prawie trzech miesiacach w Peru i Boliwii nasze plecaki sa jeszcze ciezsze niz na poczatku, wiec postanowilismy sobie ulatwic przejazd z peruwianskiej Mancory do ekwadorskiej Cuenci i kupilismy od razu bilet docelowy. Co prawda na granicy i tak trzeba bylo zmienic autobusy, ale chociaz nie musielismy nigdzie chodzic z naszymi bagazami.
To, ze autobus przyjechal godzine pozniej to w sumie zaden problem, bo przeciez nigdzie nam sie nie spieszylo. Ale schody zaczely sie po przekroczeniu granicy. W biurze firmy, ktora miala nas zabrac dalej powstalo zamieszanie, bo czesc ludzi miala na swoich biletach wpisana cene 7USD i Haunquillas (miasteczko graniczne po stronie ekwadorskiej) jako cel podrozy. W Mancorze wyjasniono im, ze bilet na dalsza czesc podrozy dostana w Ekwadorze bezplatnie, gdyz zaplacili juz za caly przejazd dwa razy tyle. Oczywiscie firma ekwadorska nie chciala w to uwierzyc twierdzac, ze nie dostala pieniedzy i w efekcie biedni musieli wyciagnac z autobusu swoje bagaze, a my pojechalismy dalej bez nich. Pol godziny pozniej pomocnik kierowcy zaczal zbierac bilety. Kiedy zobaczyl nasz, wystawiony przez firme peruwianska, stwierdzil, ze jest niewazny, poniewaz oni z ta firma nie wspolpracuja i nigdy o niej nie slyszeli. Bylo to nieprawda, bo w Mancorze sa tylko trzy agencje sprzedajace te bilety, a autobusy odjezdzaja codziennie. Zaczela sie awantura. Dwa razy wciagani w nia byli policjanci z mijanych posterunkow. Nic nie mogli jednak poradzic. My uparlismy sie, ze mamy bilet, za ktory zaplacilismy i wiecej placic nie bedziemy. Nasza strone wzial tez siedzacy przed nami Katalonczyk. I tak w nerwowej atmosferze mijaly kolejne kilometry. Z czasem kierowcy zaczeli lagodzic swoje stanowisko i chcieli juz tylko zaplaty za jednego pasazera. Oczywiscie nigdy nie bylo mowy o wypisaniu przez nich biletu, chcieli po prostu "dorobic sobie na boku naszym kosztem". Powiedzielismy wiec, ze mozemy zaplacic, ale tylko kasjerce w ich biurze, a w autobusie nie dostana od nas ani grosza. Pan jeszcze dwukrotnie do nas podchodzil, ale tym razem juz tylko pytal czy znajdziemy jakies rozwiazanie. Po uslyszeniu, ze nie zamierzamy zadnego szukac, dal za wygrana. W koncu dojechalismy do Cuenci, dalismy kierowcy nasz bilet i poszlismy w swoja strone. Juz w hostelu uslyszelismy, ze nie bylismy pierwszymi, ktorych probowano w ten sposob oszukac. Jestesmy pewni, ze w wielu przypadkach im sie to udaje. Lepiej wiec dojechac do granicy z Ekwadorem i dopiero tutaj kupic bilet na dalsza droge.
Na szczescie w Cuence udalo nam sie znalezc bardzo mily hostel z przesympatycznymi wlascicielami. Samo miasto tez wyglada bardzo ladnie, wiec nasze pierwsze wrazenia z Ekwadoru sa mimo wszystko pozytywne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz