Dzieki pomocy ojca Jerzego - Rektora Polskiej Misji Katolickiej w Argentynie oraz Ambasadzie RP w Buenos Aires trafilismy do Puerto Libertad - niewielkiego argentynskiego miasteczka lezacego w sasiedztwie Cataratas de Iguazu. Przez piec dni bylismy tam goscmi ojcow Seweryna i Sylwana - dwoch polskich franciszkanow, ktorzy zgodzili sie udzielic nam slubu w miejscowym kosciele. Date ustalilismy wspolnie na niedziele 28 lutego. W przeddzien nasi gospodarze zorganizowali nawet wizyte zaprzyjaznionych fryzjerow z oddalonego o 1300km Buenos Aires. Po zapadnieciu zmierzchu rozpoczelo sie swietowanie ostatniej nocy wolnosci. Zostalo ono uswietnione przez kilkadziesiat polnagich tancerek argentynskich.
W Puerto Libertad odbywal sie wlasnie karnawal. Korowod barwnych tancerzy samby przechodzil w rytm akompaniamentu bebnow na glowny plac miasteczka.
Planujac slub w Ameryce Poludniowej w najsmielszych marzeniach nie przypuszczalismy, ze oprocz ksiedza, nas i swiadkow beda jeszcze jacys goscie. Tymczasem nasi gospodarze sprawili nam ogromna niespodzianke zapraszajac kilkudziesieciu gosci, mieszkancow miasteczka. Ze wzgledu na ich obecnosc msza prowadzona byla po polsku i hiszpansku. Naszymi swiadkami byli pani Marta i pan Kazimierz, malzenstwo polskiego pochodzenia mieszkajace w pobliskiej Wandzie (miasteczko zalozone 100 lat temu przez polskich imigrantow). Ceremonia miala bardzo osobisty charakter. Ksieza zwracali sie bezposrednio do nas, a przez te kilka wspolnie spedzonych dni zdazylismy sie wszyscy zaprzyjaznic. Bylismy szczegolnie wzruszeni, gdy pod koniec mszy ojcowie oraz nasi swiadkowie wspolnie odspiewali polskie "Sto lat".
Po ceremoni udalismy sie do salki parafialnej na ciag dalszy uroczystosci. Jak tylko minelismy furtke doznalismy szoku. Wejscie do salki udekorowane bylo balonami, a na tablicy ustawionej za naszymi miejscami znajdowal sie napis "Joanna i Tomek". Przywitano nas odspiewaniem "Sto lat" po polsku i hiszpansku. Nie obylo sie tez bez osladzania "gorzkiego" wina. Po chwili wniesiono asado (mieso i kielbaski pieczone na parrillii, czyli ogromnym grillu), a caly obiad zakonczyl bialy tort ozdobiony czerwonymi rozami.
Cale wesele zostalo przygotowane przez zaprzyjaznionych z ojcami parafian, mieszkancow P. Libertad i Wandy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
GRATULUJEMY :)
OdpowiedzUsuńGratulujemy Wam:) Cieszę się, że wszystko poszło lepiej, niż w planach:D
OdpowiedzUsuńŻyczę owocnej podrózy (jakkolwiek można to odczytać:D
Marysia z PM
Gratulujemy i życzymy wszystkiego co najlepsze. Pozdrawiamy i całujemy Was. Rodzice
OdpowiedzUsuńWitam Was
OdpowiedzUsuńZ tej strony ART DECO Jubiler
Gratuluję :-)
Życzę Wam Wszystkiego Najlepszego
Pozdrawiam Michał Cichy - Jubiler