środa, 21 kwietnia 2010

Boliwijski Dziki Zachod

9 kwietnia, po szesciu tygodniach w Argentynie przekroczylismy granice boliwijska dokladnie 5121km od Ushuai. Mimo, ze tyle sie nasluchalismy o problemach przy wjezdzie do Boliwii i wymuszaniu lapowek przez celnikow, wszystko poszlo jak z platka.
Zaraz po wejsciu do autobusu z Villazon do Tupizy moglismy sie przekonac o zyczliwosci Boliwijczykow. Pani, ktorej pozyczylismy scyzoryk oddala go z ... nadzianym na niego kawalkiem mortadeli. Wewnatrz panowala atmosfera wesolego pikniku, co pozwala jakos przetrwac mordercza, wielogodzinna jazde po gruntowych drogach bolwijskich. W Boliwii wiekszosc drog nie posiada bowiem asfaltu. Po drodze musielismy przejechac przez kilka rzeczek, bo akurat nie bylo mostu. Mijane wioski byly duzo biedniejsze niz te po argentynskiej stronie. Wiekszosc domow budowana byla z gliny, a kryte trzcina dachy czesto byly po prostu dziurawe. Najciekawszy fragment trasy byl okolo 10km od Tupizy. Skaly opadaja tu pionowo tworzac kanion szeroki na zaledwie kilkanascie metrow i wysoki na okolo 100. Przez jedna z nich wydrazono tunel. Byla to po prostu dziura w skale, bez zadnej obrobki. Autobus kolysal sie na wybojach prawie uderzajac o wystajace bloki skalne. Do Tupizy dojechalismy wieczorem, a dzieki temu, ze zorganizowalismy sie w silna (siedmioosobowa) grupe, nocleg w baaardzo korzystnej cenie w zasadzie sam nas znalazl.
Boliwia to zupelnie inny swiat. Na ulicach panuje chaos. W miastach dominuje gwar ulicznych sprzedawcow, spora czesc pan (tzw. cholitas) ubrana jest w tradycyje stroje tj. szerokie, kolorowe spodnice, spod ktorych wystaja koronkowe halki, na glowach nosza meloniki lub kapelusze zdobione sztucznymi kwiatami. Calosci stroju czasem dopelnia dziecko noszone na plecach w wielobarwnej chuscie.

Gdy minal pierwszy szok zwiazany z tutejszymi cenami, postanowilismy skorzystac z okazji i wybralismy sie na kilkugodzinna wycieczke konna do pobliskich kanionow. Okoliczne krajobrazy przypominaly amerykanski  Dziki Zachod.


Dookola zywej duszy, polpustynny krajobraz z gigantycznymi kaktusami oraz kilkudziesieciometrowymi pionoymi czerwonymi skalami zapierajacymi dech w piersiach. Wreszcie dotarlismy do glownej atrakcji calej wycieczki, czyli Kanionu del Inca.

Tutaj nasze konie mialy chwile odpoczynku, po czym ruszylismy w droge powrotna do miasta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz