czwartek, 1 lipca 2010

Cuenca - klejnot poludnia

Do Cuenci przyjechalismy w sobotni wieczor. Miasto tetnilo zyciem, a ulice byly pelne ludzi. Nastepnego dnia wygladalo juz zupelnie inaczej. Wszystko bylo pozamykane i miasto sprawialo wrazenie wymarlego, ale to podobno tutaj normalny widok w niedziele.

W Cuence nie ma jakichs wielkich zabytkow. Najwazniejszymi sa dwie katedry (stara i nowa) znajdujace sie na glownym placu. Budowa nowej katedry trwala ponad 100 lat i zakonczyla sie dopiero w latach 70-tych XX wieku. A charakterystyczna niebieska barwe jej kopuly zawdzieczaja plytkom sprowadzonym specjalnie z .... Czechoslowacji.



Drugim najwazniejszym zabytkiem sa inkaskie ruiny Pumapungo, polozone w centrum miasta.

Tuz obok nich znajduje sie muzeum o tej samej nazwie. Znajduja sie tu m.in. kolekcje malarstwa poludniowoamerykanskiego oraz monet i banknotow ekwadorskich od czasow inkaskich. Zdecydowanie najciekawsza jest jednak wystawa etnograficzna, prezentujaca stroje, narzedzia codziennego uzytku, a nawet chaty z roznych regionow Ekwadoru. Biorac pod uwage niewielka powierzchnie tego kraju, niesamowite jest jego zroznicowanie - zupelnie inny klimat, inni ludzie, stroje, domy i zwyczaje. Tutaj tez znajduje sie najbardziej popularna wsrod gringos czesc ekspozycji zawierajaca ludzkie glowy rytualnie zmniejszone do wielkosci piesci.

Dla nas najbardziej malowniczym zakatkiem Cuenci jest niewielki placyk na tylach nowej katedry, zastawiony straganami z kwiatami.


O uroku miasta stanowi tez rwaca rzeka Tomebamba plynaca w poblizu centrum. Jej stroma skarpa zabudowana jest charakterystycznymi "wiszacymi domami", a na trawiastych brzegach w dalszym ciagu mozna zauwazyc suszace sie pranie.



W jednym z nich miesci sie niewielkie, ale bardzo ciekawe muzeum sztuki ludowej. Znajduja sie w nim tradycyjne indianskie stroje oraz przyklady rekodziela z roznych krajow Ameryki Lacinskiej, w tym m.in. laleczki z lisci kukurydzy oraz kompletny stroj z Diablady w boliwijskim Oruro. Nie moglo oczywiscie zabraknac slynnych kapeluszy panamskich, w roznej fazie wykonywania, ktore wbrew swojej nazwie wyplatane sa wlasnie w Ekwadorze.





Niepowtarzalny klimat miasta tworza liczne kawiarnie, w ktorych, w odroznieniu od Peru czy Boliwii, mozna napic sie roznych rodzajow pysznej kawy oraz zjesc tort, bez unoszacego sie w powietrzu zapachu kurczaka z frytkami.


Bardzo nas tez ucieszylo, ze w Ekwadorze juz za 2 dolary (od 2000 roku jest to tutaj waluta obowiazujaca) mozna zjesc bardzo dobry dwudaniowy obiad w przyzwoitej restauracji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz