poniedziałek, 19 lipca 2010

Juz w Kolumbii

Czesc ludzi slyszac "Kolumbia" od razu pomysli o kawie, Botero, czy Marquezie. Czesc o Shakirze. Innym przed oczami stanie wielka kula rudych wlosow Valderramy. Prawie wszyscy pomysla jednak od razu o kokainie, kartelu z Medellin, wojnach mafii narkotykowych i porwaniach dla okupu. Na szczescie te czasy naleza juz chyba do przeszlosci i dzis znow mozna odwiedzac ten piekny (mamy nadzieje) kraj. Jedynym swiadectwem tej nieodleglej przeszlosci sa wszechobecne kontrole policyjne. Mosty, jako cele strategiczne, sa tu szczegolnie strzezone. Poczas osmiogodzinnej podrozy z granicy ekwadorskiej do Popayan minelismy niezliczona ilosc, uzbrojonych po zeby w bron krotka i karabiny maszynowe, patroli policyjnych. Funkcjonariusze wchodzili do autobusow, pytali o cel podrozy, legitymowali pasazerow, a nawet przetrzepywali czesc bagazy w poszukiwaniu narkotykow. Nas (chyba jako turystow) oszczedzili. I cale szczescie, bo otworzenie naszych dokladnie osiatkowanych plecakow troche by trwalo.
Podobnie w Popayan, na kazdym skrzyzowaniu sa policjanci. Glownie zajmuja sie oni kierowaniem ruchem, ale ich obecnosc zapewnia tez wieksze bezpieczenstwo na ulicach.
Poza tym Kolumbia to przepiekne, zielone gory, glebokie kaniony, ogromne kolorowe kwiaty i ludzie siedzacy w fotelach lub hamakach na ocienionych werandach swoich domow. Jest tu zdecydowanie mniej Indian. Wydaje sie, ze najwiecej jest czarnoskorych. Coraz wiecej spotyka sie tez bialych.
W przeciwienstwie do Ekwadoru, gdzie przez trzy tygodnie naszego pobytu (i wnioskujac z opowiesci innych ludzi przez poprzedni miesiac tez) dominowaly chmury, mamy wreszcie slonce i prawdziwie tropikalny upal.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz