wtorek, 13 lipca 2010

Z Banos do Puyo na rowerze

Poza wszystkimi opisanymi juz przez nas wczesniej atrakcjami, jakie oferuje Banos, jest jeszcze jedna, bardzo popularna. Za jedyne 5 dolarow mozna na caly dzien wypozyczyc rower i pojechac do oddalonego o 61km Puyo. Jest to niewielkie miasteczko lezace na skraju ekwadorskiej dzungli. Asia nie czula sie najlepiej i zostala w hostelu, a ja wypozyczylem rower i ruszylem w droge, w dol niezwykle malowniczej doliny Rio Pastaza.



Pierwsze 17km to tzw. Ruta de las Cascadas. Cala dolina utkana jest licznymi wodospadami. Niemal przy kazdym z nich znajduja sie stalowe wozki zawieszone na linie ponad rzeka. Dzieki nim mozna dostac sie tuz pod wodospad.

Przez jeden z wodospadow trzeba nawet przejechac. Woda splywa tu z nadwieszonej nad droga skaly.

Wraz z uplywem kilometrow roslinnosc stawala sie coraz bardziej gesta, a zielen intensywna. Pojawialo sie coraz wiecej bananowcow i innych egzotycznych roslin. Slonce tez przygrzewalo coraz mocniej.



W pewnym momencie na niebie pojawily sie ciemne chmury i chwile pozniej lunal deszcz. Po chwili bylem zupelnie przemoczony. Na domiar zlego nigdzie nie widac bylo zadnego schronienia. Nie pozostalo wiec nic innego tylko dalej mozolnie wspinac sie pod gore. Na szczescie tropikalne ulewy maja to do siebie, ze koncza sie rownie szybko co zaczynaja. Chmury na przemian ze sloncem towarzyszyly mi juz jednak do konca dnia.


Po okolo 3,5 godziny dojechalem do Puyo. Samo miasto nie bylo zbyt ciekawe, wiec ruszylem w droge powrotna. Po przejechaniu kilku kilometrow zaczalem sie znow przyblizac do "strefy deszczu". Zatrzymalem wiec pierwszy nadjezdzajacy autobus i zza szyby moglem podziwiac promienie slonca odbijajace sie w mokrych lisciach oraz dwie piekne tecze rozpiete ponad zielonymi wzgorzami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz